O Bronisławie Ratajczyku pisaliśmy na naszych łamach w obszernym dwuczęściowym artykule Bruno – Wielki Wizjoner Speedwaya cz 1 (https://nawirazu.com/bruno-wielki-wizjoner-speedwaya-cz-1/) i cz 2 (https://nawirazu.com/bruno-wielki-wizjoner-speedwaya-cz-2/).

Wiele materiałów – w tym pokaźną kolekcję zdjęć – do tego tekstu otrzymałem od bratanka „Bruna” – Janusza Ratajczyka, który pomimo już słusznego wieku do dziś nie rozstaje się z motocyklem i jeździ min. na długie, ciekawe zagraniczne wyprawy. Za przekazane materiały – serdecznie dziękuję.

Bronisław Ratajczyk urodził się 19 października 1924 roku, a zmarł w wieku niemal 76 lat 9 kwietnia 2000 roku.

Bruno jako działacz żużlowy wyprzedzał swoją epokę. To on „wynalazł” – dosłownie – na ulicach Wrocławia Edwarda Kupczyńskiego. To również Ratajczyk – po karnym przeniesieniu go z Wrocławia nad morze sprowadził do Wybrzeża gwiazdę Stali Gorzów – Zenona Plecha. Co w ówczesnych czasach nie było takie proste.

Na początku lat 50-ych Bronisław Ratajczyk wspólnie z Władysławem Dmochowskim, Henrykiem Czekańskim, był współzałożycielem wrocławskiej Sparty, klubu – wówczas nie tylko żużlowego. Zresztą do dziś uważany jest za założyciela wrocławskiego żużla. Był posiadaczem legitymacji klubowej Sparty z numerem 1, wychowawcą mistrzów Polski Edwarda Kupczyńskiego i Mieczysława Połukarda, a także Tadeusza Teodorowicza, Adolfa Słabonia i innych.

Bronisław Ratajczyk jako szkoleniowiec (menedżer) wygrał pierwszy, historyczny plebiscyt redakcji „Słowa Polskiego” na najlepszych sportowców i trenerów Dolnego Śląska. Potem pracował w Polonii Bydgoszcz i Wybrzeżu Gdańsk. Był także coachem polskiej reprezentacji i sędzią międzynarodowym.

Ogromny sukces jakim było zdobycie złotego medalu indywidualnych mistrzostw Polski przez Edwarda Kupczyńskiego w 1952 roku odbiło się głośnym echem.

Rok 1952 to nie był dla Polski najlepszy czas. Ludzie szukali jednak wytchnienia i rozrywki. Przede wszystkim na stadionach. Tłumy na trybunach, które można zobaczyć na starych zdjęciach robią wrażenie. Wielu z tych kibiców też już nie ma wśród nas, ale jest ich bohater – 93-letni Edward Kupczyński, który niemal 71 lat temu został mistrzem Polski na żużlu.

Pan Edward jest najstarszym żyjącym indywidualnym mistrzem Polski na żużlu i mieszka wraz z żoną Krystyną kilkaset metrów od morza w gdańskim Brzeźnie.

Kupczyński już nie pamięta jak we Wrocławiu powstał żużel, ale te pierwsze lata wrocławskiego „czarnego sportu” były związane z postacią Bronisława Ratajczyka.

Mieszkaliśmy na osiedlu koło stadionu olimpijskiego. Na nas młodych wrażenie robiła Wystawa Ziem Odzyskanych (w 1948 roku) i ogród zoologiczny. To wszystko było jakby po drodze ze zniszczonego centrum do domu. Na tej drodze był także żużel.

Bronisław Ratajczyk wkręcił mnie do żużla, ale dokładnie nie pamiętam w którym to było roku. 1950 może 51? Najpierw były tzw. motocykle przystosowane, nazywały się NSU 350 i na nich się ścigaliśmy, ale to była jeszcze zabawa. Jakoś szczególnie mnie to nie podniecało. Wychodziło mi, to wsiadałem i jechałem. Byłem taki „roboczy człowiek”. – wspomina pionierskie czasy we Wrocławiu Edward Kupczyński.

Także głośno za sprawą min. Bronisława Ratajczyka było w Polsce w drugiej połowie lat 70-ych XX wieku, gdy Zenon Plech zmienił barwy klubowe.

W ówczesnych czasach zmiany barw klubowych nie były tak powszechne jak teraz. A gdy chodziło o jednego z liderów klubu, było to wręcz niemożliwe. Ale w owym czasie, od 1968 r szefem sekcji żużlowej Wybrzeża Gdańsk był świetny organizator, współtwórca sportu żużlowego we Wrocławiu, Bronisław Ratajczyk (Wrocław musiał opuścić, za karę, gdy w 1958 r. z zagranicznego wyjazdu reprezentacji Polski, do kraju nie wrócił Tadeusz Teodorowicz). Dla niego nie było rzeczy niemożliwych. Stal Gorzów niespecjalnie akceptowała występy Super Zenona na Wyspach (przez co stracił dwa sezony 1977 i 1978 – z powodu odbywania służby wojskowej – a dzięki temu możliwości startów w Wybrzeżu), a Wybrzeże w zagranicznych występach Plecha nie widziało żadnego problemu. I tak Zenon Plech od sezonu 1977 stal się zawodnikiem gwardyjskiego, wówczas klubu Wybrzeże Gdańsk.

Dziś znakomitą okazją do wspomnienia Bronisław Ratajczyka jest tekst jaki po Jego śmierci napisał Jego przyjaciel nie tylko ze świata żużla – także nieżyjący już dziś – Władysław Pietrzak:

Nie ma Bronka. Trudno w to uwierzyć! Był młodszy ode mnie, w wieku Ady (imię, żony Władysława Pietrzaka). Zawsze pełen energii i niewyczerpany w pomysłach, czasem nawet fantastycznych,  którym  nie  dawano  wiary i do których wykonania nieraz nikt się, nie kwapił.

Przyjaźniliśmy się od zawsze. Przez pięćdziesiąt lat, aż do teraz, choć okresy bardzo bliskiej współpracy przeplatały się, z bardziej luźnymi kontaktami.

Kiedy właściwie spotkaliśmy się,  po  raz  pierwszy?  Chyba w   końcu    lat   czterdziestych i chyba w Zakopanem, na Rajdzie Tatrzańskim. Trzeba bowiem wiedzieć, ze Bronek nie był wyznawcą tylko ,,żużla”, ale uznawał i cenił także inne dyscypliny sportów  motorowych, a przede wszystkim rajdy. To przecież w Rajdach Tatrzańskich i Rajdach Sudeckich startowali z powodzeniem jego wychowankowie z torów żużlowych – Edward Kupczyński, Adolf Słaboń i Konstanty Pociejkowicz!

Tak na dobre zaprzyjaźniliśmy  się,  w   lecie 1950 roku, na Centralnym Kursie Unifikacyjnym sędziów Motorowych w AWF. To był bardzo pożyteczny kurs. Zdobyliśmy no nim wiele wiedzy o sportach motorowych, a w chwilach wolnych nie stroniliśmy od weselszych, niż nauka stron tego świata, a przede wszystkim od kilku przemiłych studentek AWF. Wkrótce po tym zaczęto przygotowywać reformę, sportu żużlowego, a działacze wrocławscy, z Bronkiem wśród nich, zaczęli przygotowywać sport żużlowy we Wrocławiu, gdzie zlokalizowano Centralną Sekcję, :Żużlową Zrzeszenia Sportowego ,,Spójnia”, przodka późniejszej ,,Sporty”.

Pamiętam, jak wiosną roku 1951, gdy zorganizowaliśmy obóz treningowy CKZ ,,Ogniwo”, na stadionie bytomskiej ,,Polonii”, Bronek – któremu nigdy nie brak było dobrych pomysłów – pojawiał się, na naszych treningach, przywożą swych podopiecznych ze ,,Spójni”, dopiero uczących się, żużlowego rzemiosła. Wtedy właśnie zaczął się, okres naszych bardzo bliskich kontaktów i pogłębiającej się, przyjaźni. często bywałem wtedy we Wrocławiu, to na finale IMP, to na meczu z Czechosłowacją, Szwedami lub inną nacją. Wiele chwil spędziliśmy w starym, niezapomnianym ,,Monopolu”, tak zawsze życzliwym żużlowcom polskim i zagranicznym.

Bronek działał w sporcie motocyklowym wyjątkowo aktywnie. Nie tylko działał w Klubie i w PZM, lecz także pisywał do ,,Motoru”, a później do niezapomnianego ,,Auto Moto Sportu”.

W końcu lat pięćdziesiątych znalazł się, nieoczekiwanie w bydgoskiej ,,Polonii”, zabierając ze sobą swego wychowanka, Edwarda Kupczyńskiego, mistrza Polski z roku 1952. Długo nie darowano mu tego we Wrocławiu!  Jeszcze  później  znalazł się, w gdańskim Wybrzeżu i temu klubowi pozostał wierny już do ostatka.

Były chwile wytężonej pracy i chwile odpoczynku. Za swych kawalerskich czasów Bronek, chłopak przystojny, z zabójczym czarnym wąsikiem, budził duże zainteresowanie płci damskiej tym bardziej, ze nie brak mu było dobrych manier i umiał zdobywać serca niewieście. Po latach był za to wzorowym małżonkiem.

W roku 1965, po pewnych rozdźwiękach w światku żużlowym i nie mogąc znaleźć wspólnego języka z ówczesnym przewodniczącym GKSZ, wraz ze Zbyszkiem Flasińskim wziął rozbrat z Komisją równo na 10 lat. Na Krajowym Zjeździe PZM w roku 1975 namówiłem Go do powrotu do Komisji, obiecując wybór Zbyszka na jej przewodniczącego i obaj wywiązaliśmy się, z tego porozumienia.

W tym czasie pojawił się, także w międzynarodowym speedwayu. Przyjaźnił się, z Carlem ,,Pompe” Ringblomem, wiceprezydentem CCP-FIM i z inicjatywy ich obu powstały Mistrzostwa Europy Juniorów, podniesione później do rangi mistrzostw świata. Było to jedno z największych  osiągnięć  Bronka i Carla!

Został sędzią międzynarodowym i powierzano mu sędziowanie wielu imprez mistrzowskich. Wsławił się we Włoszech, gdy przełożył zawody gdyż gospodarze nie umieli poradzić  sobie z zalanym torem.

Dla  Bronka  była  to fraszka.Podyktował Włochom, co mają przygotować na następny ranek, po czym sam siadł no ciągnik i dysponując zakładanie odpowiednich akcesoriów, to belki drewnianej, to siatki, to lekkiej brony, doprowadził tor do tak idealnego stanu, że można było przeprowadzić rano trening, a po kilku godzinach przerwy – zawody.

W Polowie lat osiemdziesiątych Bronek znów znalazł się, poza GKSŻ, ale nadal działał w ,,żużlu”, a przede wszystkim w gdańskim klubie. W tym czasie roiły mu się, w głowie różne interesujące pomysły wprowadzenia naszego kulejącego ,,żużla” no dobre drogi. Słał więc swe memoriały do Prezesa PZM, a kopie do wybranych działaczy, m.in. do piszącego te słowa. Był jak gdyby katalizatorem dobrych i pożytecznych inicjatyw i to jest Jego wielka zasługa!

A teraz nie ma juz Bronka Ratajczyka! Odszedł kolejny, znakomity .działacz i organizator sportu żużlowego, jeden z tych, którzy rozpoczynali swoją działalność jeszcze w czasach ,,bohaterskiego żużla” i kontynuowali ją przez długie, długie Iata!

Odszedł, pozostawiając po sobie szczery, głęboki żal i niezatartą pamięć w sercach życzliwych Mu ludzi…

Takie piękne słowa napisał o Bronisławie Ratajczyku Władysław Pietrzak…

Zdjęcia: archiwum Janusza Ratajczyka